Katarzyna Kolenda-Zaleska zwróciła
uwagę , że w walce o prezydenta Warszawy Kazimierz Marcinkiewicz
kompletnie nie ma wsparcia ze strony polityków PiS-u (w przeciwieństwie do na
przykład PiS-owskich kandydatów na prezydentów Zgierza czy Żyrardowa, których w
tym tygodniu osobiście wsparł premier Kaczyński). I w domyśle – Kaczyńskiemu niespecjalnie
na zwycięstwie Marcinkiewicza zależy.
Owszem, Jarosław Kaczyński ma powody do mieszanych uczuć w
związku z kandydaturą Kazimierza Marcinkiewicza – jest to polityk inteligentny,
medialny, jak na PiS wyjątkowo niezależny i mogący łatwo w razie czego stać się
liderem wewnątrzpartyjnej opozycji. Ale myślę, że powody, dla którego premier
unika osobistego udziału w kampanii Marcinkiewicza, są dużo prostsze i dość
oczywiste. Gdyby premier Kaczyński wystąpił w Warszawie na wiecu i osobiście
ogłosił poparcie dla Marcinkiewicza, byłby to prezent, o jakim w najśmielszych
snach nie marzą propagandyści PO. Cała kampania Marcinkiewicza prowadzona jest
na nucie „ja nie jestem taki sam jak cała reszta PiS-u” i to – porównując
wyniki jego w pierwszej turze i PiS-u w głosowaniu do Rady Warszawy – się
sprawdza. Ewentualne poparcie Marcinkiewicza przez Kaczyńskiego by skutecznie
tę strategię zniszczyło.
A mnie cały czas intryguje, czy on naprawdę „nie jest taki
sam”, czy jest to tylko rola. Cóż, być może będziemy mogli po niedzieli
zobaczyć.