Umarł Mieczysław F. Rakowski. Wieloletni naczelny jednej z najważniejszych gazet w Polsce, która w znacznym stopniu ukształtowała również moje myślenie o polityce (chociaż ostatnio stronniczość "Polityki" i jej bezwarunkowe poparcie dla PO doprowadza mnie do szału, to jednak mimo wszystko dalej ją czytam). I polityk, który miał pecha. Żył w złym miejscu i złym czasie. W Niemczech, Austrii, Szwecji byłby gwiazdą socjaldemokracji. W Polsce – jak już doczekał się samodzielnej pozycji politycznej, to od razu znalazł się na pierwszej linii frontu walki z "Solidarnością" i stał się wrogiem publicznym nr 2. Jak został premierem i wprowadzał przełomowe reformy (jak ustawa o swobodzie działalności gospodarczej), to nikogo one nie obchodziły, bo wszyscy czekali na wielką zmianę polityczną. Jak wreszcie został przywódcą PZPR, to tylko po to, żeby partię rozwiązać.
Po stokroć rację ma Urban mówiąc, że Dzienniki polityczne Mieczysława F. Rakowskiego są kompletnie niedocenionym w Polsce źródłem historycznym. Jeśli już o nich się mówi, to o tomach z lat 60. i 70., kiedy był w hierarchii partyjnej pionkiem. Tomy z lat 80. zawierają wspomnienia człowieka, którymiał bardzo istotny wpływ na kształtowanie polityki państwa; są chyba jedynym źródłem takiej rangi. I jakoś nie widzę, żeby historycy się zajmowali analizowaniem tego źródła, chociaż mogłoby rzucić nowe światło na wiele jak najbardziej współczesnych dyskusji. Dla przykładu: Rakowski wspomina, że Kiszczak chwali mu się swoimi wpływami i wtykami w samej czołówce "Solidarności". Przecież taki fragment to wyjątkowa gratka dla lustratorów, zwłaszcza że Rakowski nie ma żadnego politycznego interesu, żeby w tym przypadku w "Dziennikach" kłamać post factum. Czyżby lustratorzy tak bardzo brzydzili się Rakowskim, że nie biorą jego książki do ręki?
W ogóle mam wrażenie, że lata 80. stają się w historii Polski czymś w rodzaju czarnej dziury. O ile o Marcu, Grudniu czy latach 70. napisano całkiem sporo, to historia podziemnej Solidarności i proces dochodzenia do Okrągłego Stołu jest dla historyków gorącym kartoflem. Nie mówiąc już o takich tematach jak ewolucja partii w tym czasie czy zmiany postaw społecznych. Swoją drogą trudno się dziwić, pamiętając, jaki jazgot wywołała informacja o "negocjacjach" Jacka Kuronia z SB. Oczywiście, w tej atmosferze łatwo o świadome zakłamywanie. Każdy kto żył w latach 80., pamięta, że koce i śpiwory dla bezdomnych Amerykanów były zbierane w odpowiedzi na akcję dostarczania do Polski amerykańskiego mleka w proszku po Czernobylu (w myśl zasady: propagandową hucpą na propagandową hucpę). Tymczasem w artykule z "Dziennika" czytamy, że śpiwory były oferowane w reakcji na akcję pomocy żywnościowej dla represjonowanych członków "Solidarności". Podpisał się pod tym historyk z IPN, Grzegorz Majchrzak. Młodzież uwierzy.