Byłem wczoraj na Happy-Go-Lucky Mike’a Leigh. Głównymi bohaterami tego filmu są Polly, skrajnie ekstrawertyczna i optymistycznie nastawiona do życia dziewczyna, i Scott, jej instruktor jazdy, introwertyczny psychopata, zwolennik teorii spiskowych, osobowość autorytarna, homofob i co tam jeszcze. Mam wrażenie, że Polly miała być pozytywną bohaterką – jednak jest tak pozbawiona empatii w tym swoim ekstrawertyzmie, że mnie zaczęła denerwować; natomiast Scott został przedstawiony tak czarną kreską, że dość szybko zacząłem się z nim, ze zwykłej przekory, identyfikować. W każdym razie jest w tym filmie następująca scenka: Polly jedzie ze Scottem, Scott dostrzega przechodzące dwie osoby o odmiennym kolorze skóry i natychmiast każe Polly zablokować drzwi samochodu i skręcić w przeciwną stronę. Polly jest oburzona. Oczywiście Scott musiał być rasistą, oczywiście Polly musiała rasizmem się brzydzić – tak te postaci są narysowane. Niby film dobry, ale taki niesmak po nim pozostał.
Wychodząc z kina przypomniałem sobie zdarzenie sprzed kilku lat ze Słowackiego Raju. Właśnie przeszliśmy z koleżanką Przełom Hornadu, a że było już za późno na powrót górą, zdecydowaliśmy się na spacer podnóżami, kierując się na miejscowość Letanovce. Ponieważ w labiryncie hrabušickich uliczek łatwo się pogubić, zapytaliśmy jakiegoś Słowaka, którędy iść. Ten wpadł w przerażenie i zaczął krzyczeć: Tam jest osada Romów, Romowie kradną, Romowie was napadną, nie idźcie tamtędy. Byłem przekonany, że mam do czynienia z jakimś słowackim rasistą, ale koleżanka się przestraszyła i nalegała, żebyśmy wracali autobusem, więc cóż było zrobić. Później spotkałem znajomych, którzy nie spotkali Słowaka-rasisty i poszli przez Letanovce – gdzie zostali poobrzucani kamieniami i zgniłymi kartoflami.
Jestem zdecydowanym zwolennikiem politycznej poprawności, ale polityczna poprawność nie powinna oznaczać zamykania oczu na rzeczywistość. Slumsy w Letanovcach są faktem, tak samo jak faktem był mord w Veszprem czy – przeskakując z naszej części Europy – zamieszki na przedmieściach Paryża. Z drugiej strony faktem jest (czy przynajmniej była w czasach gorszej koniunktury) dyskryminacja tych Romów na Słowacji (i nie tylko), którzy akurat chcą pracować. Udawanie, że tych problemów nie ma, a ci, co o nich mówią, to rasiści, jest głupie.
Pod jednym z poprzednich wpisów Zamorano przywołał dyskusję na blogu WO o antysemityzmie. Sam się tej dyskusji przyglądałem z przerażeniem, odnosząc wrażenie, że w Polsce już nie można normalnie o antysemityzmie rozmawiać, że kto twierdzi, że antysemityzm może nie jest w Polsce problemem pierwszego rzędu, ryzykuje, że sam zostanie zwyzywany od antysemitów, a przynajmniej prawaków. Taki dyskurs w dużej mierze został narzucony przez "Gazetę Wyborczą" i słynny wywiad Michalskiego z Michałem Cichym jest jakąś tam próbą wyjaśnienia jego źródeł. Ale przecież o tym też lepiej nie mówić.
PS. A propos słowackich Romów, polecam książkę Karla-Markusa Gaussa Psożercy ze Svini (zresztą wszystkie inne jego książki też). Nie jest poprawna politycznie.