Leo Beenhakker znów pokazał, w jakiej części ciała ma PZPN, reprezentację Polski i polskich kibiców, olewając dzisiejsze zebranie zarządu PZPN. Co na to Związek? Udaje, że deszcz pada.
Z dzisiejszego "Dziennika":
Czy w takim razie na zarządzie padnie wniosek o zwolnienie Beenhakkera z zajmowanego stanowiska? "To nie jest dobry czas na taki ruch. I wcale nie chodzi o kosmiczne odszkodowanie dla Leo. Gdybyśmy wyrzucili Holendra, a jego następca nie awansowałby do mistrzostw świata, to Polacy by nam tego nie wybaczyli" – tłumaczy Greń. Dlatego ewentualnego zwolnienia Beenhakkera należy się spodziewać dopiero, gdy biało-czerwoni stracą szansę na występ w RPA.
Czesi czy Rumuni, znajdujący się w tej chwili w dość podobnej sytuacji do Polski, stwierdzili, że szansę na awans do RPA trzeba ratować zmieniając trenerów, ponieważ obecni w pracy z reprezentacją się nie sprawdzili. Zarząd PZPN wybiera rozwiązanie bezpieczne. Dla siebie. Na krótką metę co prawda, bo nieobecność w RPA oznacza długofalowe straty sportowe, wizerunkowe i finansowe dla polskiej piłki, ale co to leśnych dziadków obchodzi.
O ile tłumaczenie Grenia jest prawdziwe, to mam tylko dwa słowa. Banda tchórzy.