Słynny już wywiad z Jackiem Podsiadłą wywołał szereg komentarzy publicystów i blogerów – dla większości z nich dość reprezentatywny jest poniższy wpis Frugala. Jak dla mnie, z tych komentarzy aż bije niezrozumienie tego, co Podsiadło ma naprawdę do powiedzenia – czy raczej porażający brak zrozumienia innego podejścia do świata i innego ułożenia sobie priorytetów życiowych.
Sam jestem osobą o bardzo konserwatywnym podejściu do pieniędzy. Zdecydowanie nie lubię zaciągać kredytów, wydawać więcej niż mnie stać, a myśl o życiu bez poduszki finansowej na najbliższe dwa lata powoduje, że oblewam się zimnym potem. Ale… to są moje prywatne idiosynkrazje i nie mam bynajmniej zamiaru narzucać ich wszystkim. (Co prawda mam od dawna wrażenie, że zwolennicy życia ponad stan próbują narzucić swój styl życia mnie – poprzez presję społeczną, ale także poprzez środki przymusu państwowego – np. narzucanie niskich stóp procentowych przez bank centralny, o programach amnestii dla dłużników nie mówiąc). Tak czy owak Podsiadło ma prawo do swojego stylu życia – i dopóki nie mając pieniędzy nie żąda ich ode mnie, nic mi do tego. Na szczyty absurdu Frugal wspina się, gdy krytykuje wspomniany przez Podsiadłę styl "życia na wsi kieleckiej, gdzie obowiązywała kultura pożyczania" pytając: A gdyby elementem kultury wsi, z której wywodzi się Podsiadło, było kraść, rabować i grabić, to też z dumą ten "stały element" by pielęgnował przez całe życie? A gdyby tu było przedszkole w przyszłości? Chyba jest różnica między pożyczaniem a kradzeniem, rabowaniem i grabieniem? Tak naprawdę to jest spór między indywidualizmem a wspólnotowością. Dla Frugala wspólnotowy styl życia, w której można pójść do kogoś i pożyczyć do pierwszego albo zjeść u niego obiad, gdy samemu nie ma się co jeść, jest abstrakcją. Rzeczywiście tak już się dzisiaj w wielkich miastach Polski nie żyje. Czy to dobrze? Mam wątpliwości. Podsiadło bardzo dobrze opowiada o konsekwencjach wybujałego indywidualizmu:
Nagle wszyscy mają wygórowane oczekiwania: finansowe, mieszkaniowe, materialne. Względem siebie i względem innych. Dziwi nas, kiedy ktoś łapie stopa przy szosie: nie ma samochodu? Nie ma na bilet? E, pewnie jest z mafii i chce nas zarąbać.
Swoją drogą, jestem skłonny sformułować tezę, że prawdopodobieństwo złapania stopa jest odwrotnie proporcjonalne do ruchu na danej drodze. Większy ruch, czyli większe nasilenie samochodami, jest bardzo mocno skorelowane z większym nasyceniem indywidualizmu. Do tego dochodzi jeszcze efekt oglądania się na innych, opisywany przez psychologów społecznych. I potem, jak mi zabraknie benzyny na DK 86 pod Będzinem i macham, żeby mnie podwieziono na stację benzynową, to pierwszym samochodem, który się zatrzyma, będzie – po pół godzinie – wóz pomocy drogowej. Aby mnie później skasować na 50 zł. Nie wiem, czy do końca podoba mi się życie w społeczeństwie, w którym nie ma dobrych uczynków, są tylko usługi przeliczane na pieniądze.
W wywiadzie Podsiadły są fragmenty po prostu urzekające. Zwłaszcza ta propaganda slow life:
Jeszcze niedawno, jak jakiś typowy samiec za kółkiem chwalił się, powiedzmy, że swoją nową beemwicą śmignął znad Adriatyku do Polski w jeden dzień, odpowiadałem przechwałką, że ja na swoim rowerze to jechałem do Albanii dwa tygodnie.
Czyż to nie piękne? Cała filozofia życiowa fast-life’owca zostaje zakwestionowana. Bo przecież normalnie jechać gdzieś czternaście dni, oglądając różne ciekawe miejsca po drodze, jest dużo fajniej, niż jechać dzień nudną autostradą. Tylko dla kogoś, komu wiecznie w życiu się spieszy, śmignięcie jeden dzień jest atrakcją samą w sobie.
Nie potrafiłbym żyć tak jak Podsiadło, ale jego styl życia wywołuje we mnie raczej sympatię niż niechęć. I zupełnie nie rozumiem agresji, z jaką na jego tekst zareagowali komentatorzy. Być może są tak już przesiąknięci indywidualistycznym stylem życia, że kompletnie nie potrafią nawet dopuścić myśli, że można żyć inaczej.