O nadrabianiu historycznej niesprawiedliwości

W wyborach 1989 roku chciałem głosować na kandydatów Stronnictwa Demokratycznego. W związku z tym nawet padłem ofiarą prześladowań za poglądy – gdy z Wojtkiem M. oglądaliśmy listy kandydatów do senatu i wymienialiśmy swoich kandydatów, oberwałem równo sześć kuksańców: trzy przy Chełkowskim, Piotrowskim i Wielowieyskim, trzy przy kandydatach Stronnictwa. Niestety, na skutek prawa wyborczego dyskryminującego obywateli poniżej osiemnastego roku życia głosować nie mogłem i w efekcie kandydaci senaccy Stronnictwa przepadli. (Ze swojej puli SD wprowadziło natomiast sporo sensownych ludzi do Sejmu. Myślę, że każdy, kto śledził obrady tamtego parlamentu – a były one nadawane w publicznej (innej przecież nie było) telewizji w porze najlepszej oglądalności – pamięta poseł Annę Dynowską, gwiazdę Komisji Ustawodawczej, pracującą dniami i nocami nad kolejnymi balcerowiczowskimi ustawami. Po zakończeniu kadencji sejmu kontraktowego znikła z polityki i może dobrze – dla mnie tam pozostanie na zawsze symbolem tego absolutnie wyjątkowego okresu w historii polskiego parlamentaryzmu).

W następnej kadencji parlamentu Stronnictwo reprezentował tylko jeden poseł – który wsławił się, przy okazji kolejnej odsłony debaty aborcyjnej, stwierdzeniem, że “kobieta nie jest wiatropylna”. A gdy wreszcie otrzymałem upragnione czynne prawo wyborcze, Stronnictwo jak na złość nie wystawiło swojej listy. I tak przez kilkanaście lat nie miałem możliwości naprawić dziejowej niesprawiedliwości, jaka mnie spotkała w 1989 roku. Dlatego z taką nadzieją patrzę na najnowszą inicjatywę polityczną Pawła Piskorskiego.

Mówiąc już bardziej poważnie: do Piskorskiego mam stosunek mocno ambiwalentny. Do tej pory nie mogę mu wybaczyć udziału w rozwaleniu Unii Wolności (chociaż jestem w pełni świadom, że wina była po obu stronach, a Geremek wraz ze swoim otoczeniem zarówno wtedy, jak i później dali liczne dowody, że “niczego nie zrozumieli, niczego się nie nauczyli”), pamiętam różne sprawki “układu warszawskiego” i nieumiejętność wytłumaczenia się ze źródeł pochodzenia swojego majątku. Bohater mojej bajki to to bynajmniej nie jest. Ale w obecnym momencie jakakolwiek alternatywa dla konserwatywnego duopolu, jaki zdominował polską politykę, jest na wagę złota. Takiej alternatywy nie mogli stanowić konserwatyści z Polski XXI: może ją stworzyć SD, jeżeli ogłosi program konsekwentnie liberalny. Co prawda w ostatnim liście Andrzeja Olechowskiego do Donalda Tuska, który jest uważany za zapowiedź dołączenia założyciela Platformy do SD, znajduję raczej krytykę Platformy za rozliczanie PRL, a nie np. za niesławne pielgrzymki do Łagiewnik. Oczywiście mi się to nie podoba. Sam Olechowski zresztą flirtował z konserwatyzmem. Cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. W wyborach prezydenckich 2000 roku nie głosowałem na Olechowskiego – byłem bowiem w pełni świadom, że wykorzysta on dobry wynik w wyborach do stworzenia partii, która odsunie liberalną Unię Wolności na margines polskiej polityki. Dzisiaj byłbym gotów na Olechowskiego głosować – w nadziei, że jego dobry wynik pozwoli partii liberalnej do polskiej polityki wrócić.

Swoją drogą, reakcje zwolenników PO na różnych forach są charakterystyczne. “Nie można osłabiać Platformy, bo to grozi powrotem braci Kaczyńskich do władzy”. Założę się, że w podobny ton uderzy tuba Platformy na polskim rynku prasowym, czyli “Polityka”. Jak wielką degrengoladę przeżywa Platforma, skoro głównym argumentem na jej rzecz ma być szantażowanie groźbą recydywy kaczyzmu?

Advertisement

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s