1. Dzisiejszy etap w dużej części wynagrodził beznadziejność pierwszych dwóch tygodni. To był jeden z najciekawszych etapów TdF w ostatniej dekadzie, a w ciągu ostatnich 4 lat może równać się chyba tylko ze słynnym rajdem Floyda Landisa na testosteronie. Dzisiejszy etap pokazuje też, że gdy kolarze chcą walczyć, to nie przeszkadza im brak mety na podjeździe – a przecież szachy w pierwszej części wyścigu usiłowano usprawiedliwiać przekrojem pirenejskich etapów.
2.Dzisiaj z kolei podpadł Contador. Trudno powiedzieć, czy jego “szarpnięcie” pod Colombiere było błędem taktycznym, czy celowym zabiegiem, faktem jest, że “odczepił” nie któregoś ze Schlecków, ale kolegę z drużyny, mającego szansę wyjść na drugie miejsce w klasyfikacji. Rewanż na “frakcji Armstronga”?
3. Co by nie powiedzieć, Armstrong imponuje dojrzałością i doświadczeniem. Jeszcze raz powtórzę – wielką szkodą dla wyścigu jest, że jedzie w tym samym zespole co Contador, bo ich rywalizacja mogłaby być ozdobą Touru, a nie zamieniać go w parodię. W przyszłym roku jednak, o ile Armstrong będzie w stanie poprawić jazdę w górach, jego rywalizacja z Hiszpanem (i ewentualnie młodszym Schleckiem) może być pasjonująca.
4. Czapki z głów przed Schleckami.
5. Schleckowie mają szansę być pierwszymi od 19 lat kolarzami z Beneluxu na podium w Paryżu. W dwudziestoleciu 1971-90 przypadków, że zawodnicy z krajów Beneluxu kończą TdF było w pierwszej trójce, było 19 (w tym w 1971 roku wypełnili całe podium: na przełomie lat 60. i 70. było więcej takich przypadków zresztą). Ot, zmiany kolarskiej geografii.