Pisałem kiedyś o szantażu stosowanym przez zwolenników kultu powstania warszawskiego (swoją drogą, sam machinalnie chciałem napisać te dwa słowa wielkimi literami – na polu ortografii odnieśli już najwyraźniej całkowite zwycięstwo). Chyba jednak nikt do tej pory nie wypowiedział się jak Paweł Kowal:
Niektórzy zarzucają muzeum, że propaguje jedną wizję historii powstania – chwalebną. Czy to nie błąd?
A kto uważa, że powstanie warszawskie nie jest chlubą Polski? Jeśli ktoś uważa, że nie jest, niech powie to otwarcie.
Niech no tylko powie otwarcie :). Słodkie. Najpierw tworzymy klimat, w którym stosunek do powstania staje się probierzem cnót patriotycznych, a potem mówimy “niech no się który ośmieli powiedzieć, że powstanie chlubą Polski nie było”.
Na szczęście są ludzie, którzy mają jaja i Pawła Kowala się nie boją. Jak prezydent Stalowej Woli. Facet miał odwagę narazić się nadgorliwcom spod znaku politycznej poprawności (kiedy to stwierdził, że może wspierać klub koszykarski, ale pod warunkiem, że będą grali polscy koszykarze, a nie najemnicy z zagranicy), teraz nie boi się wyśmiać “obligatoryjnych ćwiczeń systemów alarmowych” akurat 1 sierpnia o 17.
Jutro znów zacznie się wielkie wyliczanie, gdzie to ile samochodów się zatrzymało i w jakim mieście mieszkają najgorsi patrioci. Wiem, że to głupie, ale korci mnie o tej siedemnastej wyjechać do miasta i z piskiem opon przejechać przez Rondo :). Niech warszawscy szantażyści wiedzą, co na Śląsku o nich myślą.