Co zresztą trochę dziwi, bo przecież banał, że kto ma telewizję, traci władzę, powinien dać im [politykom] do myślenia – napisała moja ulubiona kiedyś dziennikarka. Istotnie jest to banał, z tej samej przegródki co “Niewykorzystane sytuacje się mszczą” czy “Nie ma reguły bez wyjątków”. Banał powtarzany przez polskich dziennikarzy bezrefleksyjnie, na tyle bezrefleksyjnie, że nikt nie zastanawia się za bardzo nad jego sensem.
Z punktu widzenia czystej logiki stwierdzenie cytowane przez KKZ jest zresztą jak najbardziej prawdziwe, podobnie jak z punktu widzenia czystej logiki rację ma kogut myślący, że to on swoim pianiem sprowadza wschód słońca. Implikacja jest wszak zawsze prawdziwa, gdy prawdziwy jest jej następnik. A ponieważ w dwudziestoletniej historii demokracji w Polsce nie było jeszcze wypadku, żeby jakaś partia utrzymała się przy władzy, zdanie “Kto ma telewizję, traci władzę” jest oczywiście prawdziwe. Podobnie jak prawdziwe byłoby zdanie “Kto nie ma telewizji, traci władzę”. I podobnie miałoby zerową wartość poznawczą.
Nie było jeszcze wypadku, żeby partia utrzymała się przy władzy po wyborach, ale stracić władzę można w różnym stylu. Można być silną opozycją (jak PiS obecnie) czy nawet powiększyć swój stan posiadania (jak SLD w 1997 roku). I można też popaść w głęboką rozsypkę (jak SLD w 2005) czy nawet nie dostać się w ogóle do parlamentu (jak AWS w 2001). I krótkie pytanie – w których z tych przypadków partia rządząca miała sprzyjającego sobie prezesa telewizji, a w których był on związany z opozycją? I czy fatalne wyniki sondażowe AWS, które przyczyniły się do rozpadu Akcji, naprawdę nie miały żadnego związku z czarną propagandą, jaką uprawiała telewizja prezesa Kwiatkowskiego?
Te partie naprawdę aż takie głupie nie są, pani Katarzyno.