Wydarzenia biegną szybko, często zanim znajdę czas na skomentowanie jakiejś ważnej sprawy tu na blogu, temat zostaje doszczętnie przeżuty, prawie wszyscy na dany temat zdążyli się wypowiedzieć, a niektóre z tych wypowiedzi dokładnie odzwierciedlają to, co sam chciałbym na dany temat napisać. Dlatego dałem sobie spokój z komentowaniem sprawy Polańskiego. Teraz jednak mamy kolejną, bliźniaczą aferkę, dotyczącą co prawda tym razem nie słynnego reżysera, ale nie mniej słynnego scenarzysty, i mam wrażenie, że dotychczasowe komentarze umykają istoty sprawy.
Między przypadkiem Polańskiego a Piesiewicza są dwie zasadnicze różnice. Po pierwsze, o ile zażywanie narkotyków i seks z prostytutkami są w moim kodeksie moralnym doskonale obojętne, to gwałcenie nieletnich już niekoniecznie. Dlatego też żałuję, że Piesiewicz po prostu nie odpowiedział szantażystom – “walcie się, ujawniajcie co chcecie, nic wam nie zapłacę”. Ale – i to jest ta druga różnica – Piesiewicz jest osobą zaufania publicznego, senatorem RP. I zdawał sobie sprawę, że w świetle istniejącego prawa – a za to prawo, jako członek władzy ustawodawczej, sam odpowiada – jest przestępcą, a ujawnienie tej sprawy oznacza dla niego kompromitację i koniec kariery politycznej. I dlatego nie potrafił tak się zachować, co więcej – dalej opowiadając o “zażywaniu lekarstw” jeszcze bardziej zmniejsza swoją wiarygodność. Nie zgadzam się z komentarzami radykałów, że polityk nie ma prawa mieć prywatności, że mamy prawo wiedzieć o nim wszystko. Ma prawo mieć prywatność, ma prawo nawet w tej prywatności brać kokainę – pod warunkiem, że nie uchwala prawa wsadzającego za posiadanie narkotyków do więzienia. Wtedy jest hipokrytą. A jeśli jeszcze daje się szantażować – jest to całkowita jego kompromitacja i dożywotnia dyskwalifikacja z polityki.
Swoją drogą, jeśli przy sprawie Polańskiego mówiono o Himalajach hipokryzji, tu śmiało można mówić o tejże hipokryzji Karakorum. Nie znalazłem jeszcze ani jednego komentarza w mediach, który by otwarcie głosił, że zakaz posiadania i używania narkotyków jest głupi, że nie tylko uderza w podstawowe zasady wolnego społeczeństwa, ale jest nieskuteczny z punktu widzenia kryteriów walki z narkomanią. Jest tajemnicą poliszynela, że w elicie artystycznej, finansowej czy dziennikarskiej (a kto wie, czy nie politycznej) narkotyki nie są żadną rzadkością. My wiemy, my używamy, my uchwalamy surowe prawa antynarkotykowe, my jesteśmy pewni, że kary w tych prawach przewidziane są dla plebsu, nie dla nas. Bardzo niewiele w Polsce zmieniło się jeśli idzie o stosunek do prawa przez ostatnie 300 lat.