Zapasy w śniegu, czyli jeszcze Małysz vs Kowalczyk

Cały ostatni tydzień sportowa Polska żyła wzajemnymi połajankami dwojga najwybitniejszych naszych sportowców w całej historii sportów zimowych. Spór jest oczywiście rozdmuchany przez dziennikarzy, ale mimo wszystko nie mogę wyjść ze zdumienia, po co Adam Małysz mianował się ni stąd ni zowąd rzecznikiem prasowym Polskiego Związku Narciarskiego i wdał się w polemikę z trenerem Wierietielnym. Pojawił się wątek osobistej znajomości Mistrza z Wisły z właścicielami firmy produkującej kurtki, ale ja bym poszedł raczej innym tropem.

Małysz jest bezdyskusyjnie najwybitniejszym sportowcem zimowym w historii Polski. Nie ma jednak złota olimpijskiego i – z całym szacunkiem dla jego szans w Vancouver – raczej go nie zdobędzie. Z drugiej strony, Kowalczyk rysuje się w tej chwili faworytką nr 1 do medali w Kanadzie. Jeśli – to jest oczywiście duże jeśli – Mistrzyni z Kasiny uda się wywalczyć chociaż jedno złoto olimpijskie (nie mówiąc już o większej liczbie), to ją będzie można śmiało tytułować najwybitniejszą. I kto wie, czy takie ambicjonalne podteksty nie znajdują się gdzieś w tle tej całej pyskówki.

Swoją drogą, Małysz zawsze był wobec Tajnera wyjątkowo lojalny – nawet wtedy, gdy przestawała im się układać współpraca szkoleniowa. Co więcej, nie protestował, gdy z Tajnera robiono odkrywcę jego talentu na poziomie reprezentacyjnym – co jest z kolei skrajnie nielojalne wobec szkoleniowca, który naprawdę Małysza wprowadził do reprezentacji, Pavla Mikeški.

Advertisement