Mariusz Herma podlinkował tekst o pożegnaniu “niedzielnego fana muzyki”. Nie jest to oczywiście żadne odkrycie dla osób śledzących rynek muzyczny – dzisiaj jest on tak rozfragmentowany, że po prostu nie ma wykonawców, którzy byliby znani na poziomie masowym, a nie w mniejszych lub większych gettach.
Do wielu konsekwencji, o których wspomina Jeremy Schlossberg, należy dodać jeszcze jedną – kompletną zmianę modelu wykonywania muzyki na żywo. Nie będzie już wypasionych tras koncertowych, będą pojedyncze koncerty, na które superfani będą zjeżdżali samolotami z całego świata. I oczywiście zapomnimy o bardzo charakterystycznym zjawisku dla rocka ostatnich czterdziestu lat – koncertach na stadionach.
Na razie koncerty stadionowe mają się niby całkiem dobrze. Ale wystarczy zobaczyć, jacy artyści są w stanie ściągnąć publiczność na stadiony: The Rolling Stones, Genesis, U2, Madonna, ewentualnie Pearl Jam czy Radiohead. Wykonawcy, którzy zdobyli globalną sławę w latach 60., 70., 80., ewentualnie 90. Obecna dekada nie wypromowała ani jednej gwiazdy rocka czy gatunków pokrewnych, która awansowałaby do tej ligi. Można dyskutować o pojedynczych wykonawcach, ale trend jest oczywisty.
Dlaczego o tym piszę? Bo za dwa i pół roku w Polsce ma być pół Euro 2012, i w związku z tym właśnie buduje się kilka wypasionych wielotysięczników, na których albo po Euro nie będą rozgrywane mecze ligowe (Warszawa), albo są stanowczo zbyt duże jak na potrzeby przyszłych gospodarzy (Wrocław, Gdańsk). Do tego zostaje jeszcze Stadion Śląski, z którym w ogóle nie wiadomo co zrobić po ewakuacji reprezentacji na nowy Narodowy. Otwiera się więc proste pytanie – z czego te stadiony będą się utrzymywać. I wszędzie, czy to w elukubracjach oficjeli, czy w wypowiedziach kibiców na forach, czytam – z koncertów. Z jakich koncertów, pytam więc? Czy inwestorzy liczą na to, że The Rolling Stones będą koncertowali wiecznie?
Nie spodziewam się oczywiście, żeby kibice piłkarscy mieli masowo czytać Schlossberga czy choćby śledzić obecne trendy na rynku muzycznym. Ale ktoś z osób podejmujących decyzję o budowie stadionu chyba powinien mieć świadomość, że koncerty rockowe na stadionach są gatunkiem schyłkowym i nie ma co na nich opierać biznes-planu?
Oczywiście, jeśli te przedsięwzięcia były w ogóle oparte na jakimś biznes-planie, a nie tylko na czyimś wybujałym ego.