Czesław Niemen jest jak Jan Paweł II. Polacy go kochają, ale w ogóle nie słuchają.
Mam 35 lat. Rocka progresywnego i pokrewnych gatunków słucham przez ponad połowę tego czasu. Poznałem setki płyt różnych zespołów z mniej i bardziej egzotycznych krajów. Twórczości najwybitniejszego polskiego artysty tego nurtu do tego tygodnia nie znałem (poza Enigmatic i Marionetkami). Faktem jest, że nie było za bardzo jak poznać. Przez długie lata płyty Niemena z drugiej połowy lat 70. (poza Aerolitem) w ogóle nie zostały wydane na CD, później pojawiły się tylko na boksie “Niemen od początku” – którego w momencie ukazania się nie kupiłem (nie lubię być zmuszany do kupowania boksów), a potem znikł ze sklepów. O obecności w mediach nie ma co mówić – dla polskich radiowców (wcale nie tylko tych mainstreamowych) Niemen skończył się na “Bema pamięci rapsodzie”.
Nie chcę mówić, że Katharsis czy Idee Fixe to są skończone arcydzieła. Są to płyty nierówne, z lepszymi i gorszymi momentami, ale jako całość na pewno stanowią ważne pozycje polskiego rocka. Tymczasem – ich po prostu nie ma, nie funkcjonują w obiegu kultury. Zupełnie inaczej niż choćby płyty SBB z tego samego okresu. Ale też SBB mieli prościej – oni nie zmieniali stylu, nie przeszli takiej drogi jak Niemen – który zaszedł nią dalej niż oczekiwali tego od niego dziennikarze, krytycy i publiczność. W czasach standardów soulowych, “Dziwnego świata”, nawet płyty Niemen Enigmatic – publiczność za nim nadążała (chociaż z coraz większym trudem). W okresie, o którym mówimy – nadążać przestała. Można porównać karierę Niemena z drogą twórczą Marka Grechuty. Grechuta też został zaszufladkowany i też gdy z tej szufladki próbował wyjść (zwłaszcza w czasie współpracy z WIEM) spotykał się z niezrozumieniem swojej publiczności. A przecież Droga za widnokres czy Magia obłoków to są płyty w porównaniu z Aerolitem czy Katharsis znacznie mniej awangardowe. Z drugiej strony, na początku tej dekady bez problemu można było do Drogi czy Magii w ślicznych wydaniach CD dotrzeć i się nimi zachwycić (vide przykład niżej podpisanego). Zupełnie inaczej niż z Niemenem.
Tak czy owak, to bardzo dziwne uczucie odkrywać dla siebie najwybitniejszego polskiego rockmana w historii, jakby to był jakiś Nieznany Kanon Rocka z Francji albo innej Japonii. A tak się właśnie w tej chwili czuję.