Nie przypominam sobie w ostatnich latach podobnego hajpu w związku z wydaniem nowej książki jak teraz przed premierą biografii Kapuścińskiego autorstwa Domosławskiego. Nie ukrywam, że sam jestem nieźle napalony – od dawna jestem fanem Kapuścińskiego (choć raczej Kapuścińskiego-reportera niż alegorysty czy myśliciela), od mniej dawna także Domosławskiego, którego cenię zwłaszcza za odwagę chodzenia pod prąd i bronienia poglądów mocno niepopularnych w mainstreamowej wizji świata. Książka o Kapuścińskim też powstała dzięki pójściu pod prąd – miał to być podobno kolejny uładzony panegiryk, nic tak naprawdę nie mówiący ani o pisarzu, ani o jego książkach. Będzie inaczej i jestem przekonany, że właśnie taką biografią Domosławski złoży Kapuścińskiemu najgodniejszy możliwy hołd.
Na razie książki nie ma, pojawiło się za to parę wywiadów i artykułów, szczególnie interesujący jeden z nich, samego Domosławskiego w Gazecie. O tym, że w Polsce Kapuściński był wielbiony, prawie stawiano mu za życia pomniki, a jednocześnie jego poglądy i przemyślenia mocno filtrowano. Patrzono na niego przez pryzmat wyłącznie kilku książek (przede wszystkim Cesarza, Imperium, Hebanu i Lapidariów), inne, wcześniejsze, gdzie reporter bardziej otwarcie manifestuje swój lewicowy i antykolonialny światopogląd, wznawiano rzadko lub – jak Gdyby cała Afryka – w ogóle. Albo przynajmniej próbowano zmieniać ich wymowę (przypadek Chrystusa z karabinem na ramieniu opisuje Domosławski).
Ale ja się nie do końca zgadzam z Domosławskim. Polska prawica dobrze Kapuścińskiego zrozumiała i nigdy nie miała wobec niego złudzeń, od czasu do czasu pozwalając sobie na mniej czy bardziej otwartą krytykę. Problem z Kapuścińskim miało natomiast środowisko “Gazety Wyborczej” i jego ideowi sojusznicy. Kapuściński w latach 90. związał się z Gazetą, tu ukazywały się w odcinkach Imperium, Heban i Lapidaria, to Gazeta kreowała na polski użytek status Kapuścińskiego – żywej ikony. Jednocześnie konsekwentnie wspierając budowę polskiej wersji neoliberalizmu czy napad na Serbię i Irak. I żeby to tak nie biło po oczach, trzeba było Kapuścińskiego rozwodnić, wyprać go z najbardziej lewicowych i antykolonialnych treści, zapomnieć o Wojnie futbolowej i Jeszcze dzień życia. Kapuściński – pisarz światowej sławy, ikona reportażu, był powodem do dumy; Kapuściński – zwolennik komunistów w Angoli, usprawiedliwiający terrorystów w Gwatemali budziłby skandal. I dlatego “Gazeta” Kapuścińskiego z poglądów wyprała. To, na ile przy świadomości i za zgodą samego pisarza, to jest bardzo dobre pytanie.
Dobrze, że kilkanaście lat później właśnie dziennikarz “Gazety” poglądy i biografię Kapuścińskiemu przywraca. Coś się jednak zmieniło w Polsce ostatnimi laty.
PS. Polecam znaleziony przy okazji piękny tekst Bratkowskiego o Kapuścińskim sprzed roku.