Przeczytałem wczoraj na wallu jakiegoś marudy (skąd oni się biorą w taki dzień?), że “teraz w Polsce zacznie się siatkomania”. Maruda nie zauważył, że siatkomania w Polsce trwa od jakichś kilkunastu lat. I, zupełnie inaczej niż w przypadku skoków, biegów narciarskich czy piłki ręcznej, ona wyprzedzała rzeczywiste sukcesy, a nie była ich konsekwencją. Przypomnijmy, że pod koniec lat 90., kiedy reprezentacja siatkarzy stała się jedną z najpopularniejszych drużyn w Polsce, nie kwalifikowała się ona nawet do Mistrzostw Europy, nie mówiąc już o jakiejkolwiek obecności w światowej czołówce.
Osobiście jeszcze miesiąc temu byłem przekonany, że siatkomania w Polsce ma się ku końcowi. Dwie z rzędu kompletnie nieudane wielkie imprezy, plus dwie nieudane edycje Ligi Światowej, zamieszanie w sztabie szkoleniowym i składzie reprezentacji, sponsorzy drużyn ligowych przykręcający kurek, spadek zainteresowania medialnego siatkówką, w końcu awantura o zakodowanie MŚ… wszystko wskazywało na to, że polski mundial będzie dla siatkomanii podzwonnym, a występ reprezentacji skończy się w drugiej, góra trzeciej rundzie. I dalej jestem przekonany, że ta kadra jest słabsza niż reprezentacja z lat 2005-12, zwłaszcza z Pekinu, gdzie mieliśmy IMO najsilniejszą drużynę w nowoczesnej historii polskiej siatkówki. Ale Antidze i Blainowi udało się z teoretycznie słabszych, a w każdym razie mniej renomowanych zawodników, wyciągnąć maksimum. Mówiono przed MŚ, że zwariowali rezygnując z Kurka na rzecz Miki – kto mógł przypuszczać, że to właśnie Mika zagra blindera w finale MŚ przeciw Brazylii?
Wygląda więc, że siatkomania będzie miała się dobrze. Choć definitywnie odchodzą ostatni zawodnicy pokolenia ’77 (czy Zagumny marzył, że będzie się żegnać z kadrą w taki sposób?) i – mam nadzieję że niedefinitywnie – dwie gwiazdy pokolenia ’83, to pokolenie ’90 pokazało, że można na nim opierać przyszłość. A temu pokoleniu będzie o tyle łatwiej niż poprzednikom, że dzisiaj w światowej siatkówce nie ma tak dominującej drużyny jak Brazylia w latach 2000., a wcześniej Włochy czy przez chwilę Jugosławia. Czołówka światowa jest dużo bardziej otwarta (vide medal Niemców) – a przy odpowiedniej taktyce, formie i nastawieniu psychicznym da się ograć wszystkich.