Lewica, liberałowie, jastrzębie, gołębie

W Polityce tekst Kalukina o relacjach między lewicą a liberałami.

Autor stawia dość oczywistą tezę, że oba obozy dużo dzieli, ale i sporo łączy. “Wspólnie podzielaną wartością jest zagrożona przez PiS demokracja. Zaś punktem sporu – kapitalizm”. Dalej jednak wyodrębnia w obu obozach “umiarkowanych” i “radykałów”.

W obozie liberałów radykałami są więc ci, dla których rozumiany ortodoksyjnie wolny rynek jest istotniejszą wartością od demokracji. Autor wymienia Balcerowicza i Gadomskiego. Dla nich lewica staje się głównym ideowym wrogiem, pod pewnymi względami groźniejszym niż PiS.
W obozie lewicy autor takiego sztywnego podziału przeprowadzić nie jest w stanie, ale też sugeruje istnienie lewicowych “jastrzębi” i “gołębi”. Przy czym jastrzębie obu stron mają się wzajemnie nakręcać, na czym oczywiście korzysta PiS i skrajna prawica.

Sam uważam, że jeśli nie dojdzie do gwałtownego przegrupowania w polskiej polityce, to JAKAŚ koalicja (części) liberałów i (części) lewicy będzie jedynym realnym scenariuszem na czasy po rządach prawicy. Choć oczywiście wolałbym, żeby siła lewicy w tej koalicji była jak największa.

Dramat polega na tym, że nie widzę na ten moment żadnego minimum programowego akceptowalnego dla obu stron. Takie postulaty jak wprowadzenie choćby szczątkowej progresji podatkowej, publiczny program mieszkaniowy czy skuteczna walka z umowami śmieciowymi (wszystko zachodnioeuropejski standard) są najwyraźniej nieakceptowalne nie tylko dla liberalnych ortodoksów, ale też dla mainstreamu. Z kolei lewica zrezygnować z nich nie może, bo inaczej mogłaby się od razu rozwiązać.

Też się wkurzam często na lewicowych radykałów, którzy odstraszają od lewicy ludzi generalnie zgadzających się z progresją podatkową, ale nie podzielających poglądu że Balcerowicz to Mengele. Ale nie oni są problemem, wbrew temu co Kalukin sugeruje.

Advertisement