Znalezione w Antologii cz.1

Znalezione w Antologii 100/XX:

“Konopnicka była redaktorką naczelną pisma Świt, które wychodziło w latach 1884-87 i promowało emancypację kobiet. […] Sama redaktorka też miała fundamentalną wątpliwość – nazwałbym ją – poemancypacyjną. Z założenia miało być to pismo dla kobiet i to właśnie budziło jej zastrzeżenia:

Nie jestże to zabytek tych czasów, kiedy “dla kobiet” pisano wszystko inaczej, kiedy im podawano wyłącznie dla nich przygotowane dzieje, literaturę, filozofię i etykę. Czyż ten dodatek – dla kobiet – nie stoi w ścisłym związku albo ze sposobem przedstawiania rzeczy w piśmie, albo z jakimiś ograniczeniami w treści? Wszak jeden tylko istnieje doskonały sposób przedstawiania wszystkich zjawisk i stosunków życia- ten jest dla wszystkich. Wszelki inny dlatego tylko innym będzie – że będzie gorszy.

Będąc kilkanaście lat temu dość radykalnym feministą miałem dokładnie takie samo odczucie, gdy Wyborcza uruchamiała “Wysokie obcasy”.

Advertisement

Niedosyt

Nie przypominam sobie (poza lataniem precyzyjnym) sytuacji, w której podium imprezy rangi Mistrzostw Świata czy Europy było w całości polskie. A już na pewno nie w lekkiej atletyce. Duble się zdarzały, tryplet – za mojej pamięci nie było nawet takiej realnej możliwości.

 

Po półfinałach biegu na 800 metrów pomyślałem, że właśnie możemy być świadkami takiego historycznego wydarzenia. Skoro Polacy zajęli miejsca w pierwszej dwójce w obu półfinałach, to są automatycznie kandydatami do medalu – nie tylko ex-mistrz Lewandowski i multimedalista Kszczot, ale także debiutujący w takiej stawce Kuciapski. Problemem moźe być tylko ten Francuz…

 

Wczoraj Francuz zaginął w akcji. I gdyby nie błąd taktyczny (a może zwykła słabość?) Lewandowskiego, na maszt powędrowałyby trzy polskie flagi. Wiem, że to złoto i srebro to i tak jest ogromny sukces, ale wiem, że taka szansa może już się w historii polskiej l.a. nie powtórzyć.

 

PS. Tak, wiem, że jest maraton…

PS2. No i dawno mi nic tak nie zaimponowało jak wczoraj trzeci rzut Anity Włodarczyk…

Tour 2014 – zwycięzcy i przegrani

To był dziwny Tour. Do Wogezów – jeden z najbardziej pasjonujących, jakie pamiętam. Tylko że skutkiem ubocznym tych emocji było praktyczne zakończenie rywalizacji o żółtą koszulkę jeszcze przed wjazdem w “prawdziwe” góry. Z punktu widzenia neutralnego kibica druga część wyścigu była tak średnio emocjonująca – no ale polskim kibicom nasi kolarze zapewnili więcej emocji niż przez ostatnie dwadzieścia lat razem wziętych.

Poniżej wygrani tego Touru:

Vincenzo Nibali. Absolutnie imponujące zwycięstwo. Nie chodzi już o to, że wygrał z rekordową przewagą, że dokładał rywalom ile chciał na górskich etapach – dominacji w górach można się w końcu spodziewać od zwycięzcy GT. Ale on wygrał “mini Liege-Bastogne-Liege” w Midlands i potem przyjechał w ścisłej czołówce “mini Paryż-Roubaix”, zarabiając przy okazji nad głównymi rywalami. W czasach specjalizacji takie “klasyczne” zwycięstwa grand-tourowca budzą szczególny podziw.

 

Francuzi. Ostatni dwaj Francuzi, którzy stali razem na podium TdF, nazywali się Bernard Hinault i Laurent Fignon; jeszcze poprzedni taki przypadek znajdziemy w latach 60., w czasach rywalizacji Poulidora z Anquetilem, więc mamy do czynienia z wydarzeniem historycznym. Czy po trzydziestu latach doczekają się swojego zwycięzcy? Obstawiam, że jeszcze trochę poczekają…

 

Tony Martin. Że wygrał czasówkę, to oczywiste, wygrany etap ze startu wspólnego to miły bonusik, ale mnie i tak najbardziej zaimponował niesamowitym rajdem na dziesiątym etapie, kiedy to przez kilkadziesiąt kilometrów ciągnął Michała Kwiatkowskiego z całą ucieczką…

 

Rafał Majka. Życie składa się z przypadków. Najpierw Kreuziger zostaje wykluczony z Touru i Majka dostaje delegację do Francji na lipiec, potem Contador w niewłaściwym momencie sięga do kieszeni i pracodawca zmienia Rafałowi zadanie: zamiast “gregario di lusso” dostaje misję “ratowania Touru”. Z której wywiązuje się całkiem przyzwoicie – dwa etapy, dwa dalsze miejsca na (wirtualnym) etapowym podium i pierwsza w historii polskiego kolarstwa koszula przywieziona do Paryża. Ten Tour będzie przełomowym punktem w karierze Majki – zawodnik, który raz poczuł smak zwycięstwa, nie zadowoli się już jazdą po szóste miejsce.

 

I przegrani (Contadorów i Froome’ów pomijamy):

 

Vincenzo Nibali. Bo nie ucieknie od etykietki “zwycięzcy z gwiazdką” i rozważań “gdyby Froome i Contador…”.

 

Alejandro Valverde. Skoro teraz nie był w stanie wskoczyć na podium Touru, to już chyba nie wskoczy nigdy.

 

Peter Sagan. Coraz bardziej wpada w szufladkę Zabela, chociaż aż żal było patrzeć w wielu sytuacjach, jak pozostawiony sam sobie musiał spawać ucieczki i brakowało już sił na finiszu…

 

Michał Kwiatkowski. Wielkie ambicje, ale forma wyraźnie gorsza niż w zeszłym roku, Była realna szansa i na etap, i na żółtą koszulkę (najbardziej szkoda tego defektu na brukach), nie było pary na dobre miejsce w całym wyścigu. MK mówi, że zbiera doświadczenia – po tym wyścigu ma bardzo dużo materiału do przemyśleń.

21 lat bez dwóch dni

Nie mogło się nie obyć bez notki z tej okazji, zwłaszcza w kontekście zeszłorocznego wspomnienia poprzedniego zwycięstwa Polaka w Wielkim Tourze.

 

Już i tak chciałem napisać, że w tym Tour de France polscy kolarze dostarczyli kibicom więcej emocji niż przez poprzednie dwadzieścia lat razem wziętych. Walka Michała Kwiatkowskiego na finiszach, ucieczka w Wogezach, gdzie długo był wirtualnym liderem, wczorajszy rajd Majki. Ale ciągle się nie udawało. Aż do dzisiaj.

 

Najzabawniejsze jest, że Majka nie chciał jechać tego TdF… Tymczasem przez pech Contadora został uwolniony od obowiązków gregario di lusso, a sam złapał formę w najlepszym możliwym momencie. Z drugiej strony, gdyby nie minuty (czy raczej godziny) stracone na początku, mógłby tu chyba śmiało walczyć o miejsce w ścisłej czołówce – może nawet bardziej niż na Giro. Ale wtedy nikt pewnie nie puściłby go do ucieczki… Z trzeciej, może właśnie to zwycięstwo będzie przełomem psychicznym w jego karierze – bo na Giro wyraźnie miałem wrażenie, że to nie tyle możliwości fizyczne co psychika i brak wiary w siebie są dla polskiego kolarza główną przeszkodą. (Zupełnie odwrotnie niż w przypadku Kwiatkowskiego).

 

I żeby to zwycięstwo ustawić w perspektywie – od zwycięstwa Jaskuły etapy w Wielkich Tourach wygrywali, jak policzył ktoś na forum, przedstawiciele 42 krajów. Biorąc pod uwagę, że kolarstwo to zabawa ograniczona do Europy i kilku krajów pozaeuropejskich, pokazuje to, jak bardzo byliśmy z niej wykluczeni.

O trudności wróżenia z reguł, czyli przed finałem

Pisałem już, że zdumiewająco często (aż w 13 z 17 przypadków, w tym we wszystkich począwszy od 1994) z tego samego półfinału MŚ wywodzi się zarówno zwycięzca meczu o trzecie miejsce, jak i zwycięzca finału. Czyli – skoro Holandia wygrała z Brazylią, to kierując się tą przepowiednią Argentyna powinna wygrać z Niemcami.

 

Cztery wyjątki od tej reguły przypadają na lata 1934, 1970, 1986 i 1990. I właśnie przed chwilą sobie uświadomiłem, co znaczą te dwie ostatnie liczby i kto wtedy grał w finale…

 

Czyli: czy znów potwierdzi się “reguła lepszego półfinału”, czy wyjątek “reguła nie działa, jeśli w finale grają Argentyna z Niemcami”?

Nie lajkuję Chile za walkę

Na FB fanpejdż “Rekord lajków dla Chile za walkę” zebrał już tych lajków ponad osiem tysięcy. Jak dla mnie jest on głęboko dla Chilijczyków protekcjonalny…

 

“Brawo za walkę” możemy bić drużynie słabszej, która niespodziewanie determinacją i zaangażowaniem postawiła się lepszym piłkarsko faworytom. Otóż przed wczorajszym meczem nie było żadnego powodu, żeby Chile uważać za drużynę słabszą od Brazylii! Canarinhos owszem, byli faworytami ze względu na większe turniejowe doświadczenie i kompleks, jakie w stosunku do nich ma reprezentacja najbardziej wydłużonego kraju świata (no i – last but not least – fakt, że są gospodarzami), ale patrząc na piłkarską klasę i formę – obie drużyny prezentowały zbliżony poziom.

 

Mimo wszystko myślałem, że Chilijczyków zeżre brazylijski kompleks (już trzy razy odpadali z BRA na mundialach). I przecież tak to na początku wyglądało – bramka, fatalne błędy obrony przy wyprowadzaniu piłki i nie tylko (sytuacja, przy której chilijski obrońca nabił piłką Freda i ta cudem nie wpadła do bramki, to przecież kryminał). Wszystko się zmieniło po bramce na 1:1 – przy całym szacunku dla chilijskiego pressingu sprezentowanej przez Hulka i Marcelo. W drugiej połowie to Chile zdominowało mecz – aczkolwiek ta dominacja nie przekładała się na sytuacje bramkowe. Już w meczu z Holandią było widać, że Chilijczykom brakuje często pomysłu na grę w tercji rywala, i podobnie było wczoraj. Głównym winowajcą był Sanchez, wielokrotnie bez sensu spowalniający grę i holujący piłkę, gdy można było podać do wchodzącego w pole karne któregoś z partnerów.

 

Tak czy owak, ten mecz to wielka niewykorzystana szansa Chilijczyków. Najlepsza reprezentacja w ich historii (no dobrze, nie widziałem w akcji medalistów MŚ ’62) miała na widelcu jedną z najsłabszych reprezentacji w historii Brazylii i nie potrafiła rywala dobić.

 

A Brazylia? Gdyby stworzyć jedenastkę z najlepszych piłkarzy ćwiartki grającej wczoraj, do pomocy i ataku załapałby się może jeden jej zawodnik. Brazylia nie ma ani jednego pomocnika klasy Vidala, ani jednego kreatora klasy Jamesa Rodrigueza, a jej napastnicy nie są godni za Suarezem nosić worka z butami. A mimo to jest uważana za faworyta turnieju… i może nie do końca niesłusznie. Jakoś zawsze tak jest na MŚ, że różne Kolumbie i Chile szaleją we wstępnej fazie turnieju, ale jak przychodzi co do czego, to o medale walczą Brazylijczycy, Niemcy, Włosi czy Holendrzy, nawet niekoniecznie będący w szczytowej formie.

Mundial po fazie grupowej – Power rankings cd.

Poprzedni ranking zaktualizowany po trzecim meczu:

 

1. Holandia (2). Bezdyskusyjne zwycięstwo nad Chile uświetnia kapitalną kampanię grupową. Mecz 1/8 z Meksykiem to prawdziwy hit tej rundy.

 

2. Kolumbia (3). Grając rezerwami tak sobie pyknąć 4:1 walczących jeszcze o awans Japończyków. Z wszystkich ekip południowoamerykańskich mają zdecydowanie najszerszy skład – i najmniej oparty na pojedynczych gwiazdach, chociaż oczywiście Cuadrado i Rodriguez są imponujący.

 

3. Meksyk (7). Świetni w poprzedniej fazie Chorwaci po prostu nie istnieli. Jak Meksykanom uda się przełamać klątwę 1/8, to mogą się zatrzymać aż w finale.

 

4. Francja (1). Francuzom rotacja wyszła gorzej niż Kolumbijczykom.

 

5. Niemcy (5). Mecz z USA był trochę na pół gwizdka, ale raczej wzmocnił znaki zapytania wokół tej reprezentacji niż je rozwiał.

 

6. Kostaryka (6). Byłem przekonany, że wkurzeni Anglicy zdecydowanie pokonają rozluźnionych Kostarykańczyków, ale po raz kolejny nie doceniłem podopiecznych Pinto.

 

7. Chile (4). Bezzębni przeciw Holendrom i obawiam się, że znów się skończy na 1/8 na Brazylii.

 

8. Brazylia (10). W dalszym ciągu nieprzekonujący, a droga do finału bardzo trudna.

 

9. Belgia (14). Szału dalej nie ma, ale Korea ograna w rezerwowym składzie, w dziesiątkę i na luzie.

 

10. Argentyna (20). Wreszcie dało się oglądać ich grę, a kontuzja Agüero może być najlepszą rzeczą, jaka im się przydarzyła – chociaż obrona dalej budzi wątpliwości.

 

11. USA (8).  Zrobili co mieli, chociaż ciekaw jestem, co by się działo, gdyby Ghana nie była tak uprzejma i wykorzystała swoje sytuacje z Portugalią.

 

12. Urugwaj (13). Atutów wiele nie mieli, ale te co mieli, wykorzystali w pełni.

 

13. Hiszpania (18). Oczywiście zaczęło się gadanie jak w Korei po meczu Polska-USA: “gdyby wcześniej zagrali w tym składzie, też by wygrali”. Śmiem wątpić, Australia bez Cahilla to jednak nie Holandia albo Chile. 

 

14. Algieria (15). Mimo że mecz z Rosją się nie ułożył, odwrócili w świetnym stylu jego losy. Największa obok Kostaryki niespodzianka turnieju.

 

15. Nigeria (21). Mimo porażki dobry występ z Argentyną – IMO wcale nie są bez szans przeciw Francji.

 

16. Chorwacja (9). Po dwóch świetnych wcześniejszych meczach prawdziwa katastrofa z Meksykiem. 

 

17. Szwajcaria (24). W ataku wyglądali naprawdę nieźle, pytanie, czy naprawili obronę.

 

18. Włochy (11). Chcieli zremisować z Urugwajem na stojąco – nie wyszło.

 

19. Ghana (12). Obok Hiszpanii – największa różnica między jakością gry i bilansem punktowym. Gdyby trochę więcej kreatywności i skuteczności…

 

20. Grecja (28). Wykorzystali głupotę Słoni, ale też byli po prostu dużo lepsi w tym meczu.

 

21. Bośnia (23). Too little, too late.

 

22. Portugalia (26). Too little, too late.

 

23. Wybrzeże Kości Słoniowej (16). Szczyty głupoty. Nie chodzi już o bramkę podarowaną przez Tiote, ale o sposób, w jaki bronili się (a raczej nie bronili) mając korzystny wynik.

 

24. Ekwador (27). Zatrzymali rezerwy Francji, ale sami nie byli nawet blisko powalczenia o awans.

 

25. Anglia (17). Rozumiem – przegrać z Włochami i Suarezem, ale nie skorzystać z okazji do rehabilitacji z

 

26. Australia (19). Z Holandią i Chile próbowali, Hiszpanii poddali się bez walki.

 

27. Rosja (25). Jak się chce grać antyfutbol, to wypadałoby przynajmniej mieć dobrego bramkarza.

 

28. Iran (22). Autobus się popsuł.

 

29. Japonia (29). Wielkie rozczarowanie.

 

30. Korea Płd (30). Jak ktoś myślał, że pierwsza połowa z Algierią była wypadkiem przy pracy, został wyprowadzony z błędu.

 

31. Kamerun (32). Postawili się Brazylii.

 

32. Honduras (31). Jednak najsłabsza drużyna turnieju.

 

Jedenastka pierwszej fazy turnieju – w trochę oszukanym ustawieniu 4-3-3 ze skrzydłowym cofniętym na wingbacka (BTW, prawi obrońcy po pierwszej rundzie przestali szaleć):

Ochoa – Cuadrado, Marquez, Gonzalez, Blind – Matuidi, Herrera, Rodriguez (Luiz Gustavo, Kroos, Depay) – Müller, Benzema, Robben (Valbuena, Messi, Neymar).

Mundial po dwóch rundach – Power Rankings

Bardzo subiektywny ranking uczestników MŚ po dwóch rundach:

 

1. Francja – zespołowość, ruch, wyobraźnia. Wiadomo, że Honduras i Szwajcaria to nie byli najgroźniejsi rywale, ale sposób, w jaki Francuzi atakują, jest imponujący. Tu nic nie jest zależne od jednego zawodnika, tu każdy z ofensywnego sekstetu jest w stanie zarówno wyjść na pozycję, jak i zagrać prostopadłą piłkę. Mistrzostwa nie zdobędą, ale tak grającej Francji nie widzieliśmy od przynajmniej 2000 roku. I tylko szkoda, że Benzema nie ma już sześciu bramek.

2. Holandia – ten mundial jakby zaprzeczał tezie, że Sneijder, Robben, van Persie & Co. to jest ostatnie wybitne pokolenie Holendrów i następców nie widać – młodzież spisuje się rewelacyjnie, a Blind to jest bodaj największe odkrycie turnieju. Mimo wszystko nie wróżę Holendrom sukcesów w dalszej fazie turnieju – są ciągle uzależnieni od zabójczych kontr duetu Robben – van Persie, ale nie przypuszczam, żeby następni przeciwnicy byli tak uprzejmi i zostawiali dla nich tyle miejsca co Hiszpanie i Australijczycy.

 

3. Kolumbia – czy ktoś tęskni za Falcao? Prawda, że jego rodacy nie spotkali się jeszcze z jakąś naprawdę silną drużyną, ale łatwość, z jaką stwarzali sytuacje przeciw znanej przecież z solidnej obrony Grecji, robiła wrażenie. Mocni kandydaci do zajścia daleko na tym turnieju.

4. Chile – potrzeba było trochę szczęścia w meczu z Hiszpanią, z Australią też stracili w pewnym momencie kontrolę nad meczem, ale ogólnie dwa pewne zwycięstwa i łatwe wyjście z grupy. W porównaniu z MŚ 2010 Chilijczycy grają mądrzej, ich pressing jest mniej wariacki, ale bardziej efektywny – i wydaje się, że mogą zajechać daleko. O ile tradycyjnie nie przestraszą się Brazylii w 1/8.
 

5. Niemcy – mecz z Ghaną przypomniał jednak o znakach zapytania, jakie stawiano w związku z tą drużyną przed mistrzostwami (obrona? odporność na kontry? za mało bezpośredniej gry w ćwiartce przeciwnika? – chociaż przynajmniej w związku z tym ostatnim problemem Niemcy mają plan B, który właśnie strzelił piętnastą bramkę na mundialach…). Mimo to, z drużyn wymienianych jako faworyci do medali podopieczni Loewa zaprezentowali się jak dotąd zdecydowanie najlepiej.

6. Kostaryka. Oczywiście, wykorzystali zlekceważenie przez rywali, do tego osłabienie Urugwaju i kryzys fizyczny Włochów, ale i tak ich wyniki są absolutnym mistrzostwem świata w stosunku do potencjału. Przy czym to wcale nie jest stawianie autobusu i liczenie na kontry i stałe fragmenty – z Włochami Kostarykańczycy przez znaczną część meczu prowadzili grę. Pinto na trenera polskiej reprezentacji.

7. Meksyk. Wiadomo, że na tle Kamerunu nie było trudno wyglądać dobrze, ale od Brazylii Meksykanie nie byli też ani trochę gorsi. Świetny bramkarz, groźni wingbackowie, doskonale współpracująca para Peralta-dos Santos.

 

8USA. Z Ghaną popisali się świetną organizacją w obronie, z Portugalią potwierdzili, że potrafią atakować (nawet bez swojego najlepszego napastnika). 

9. Chorwacja. Wielka szkoda, że jedna z pary MEX-CRO tak szybko odpadnie. Chorwaci mogą oczywiście narzekać na sędziego, ale punkty z Brazylią stracili też przez słabiutkiego bramkarza i brak defensywnego pomocnika (przez co też nie wykorzystują w pełni atutów duetu Modrić-Rakitić). Mimo to grają bardzo efektownie, a duet skrzydłowych Perisić-Olić jest minirewelacją tych mistrzostw.

10. Brazylia. W ataku Fred, w pomocy odpad z Bayernu i zawodnik rotacji Tottenhamu, przed nimi rezerwowy z Chelsea i zagubiony w Petersburgu Hulk. To ma być kandydat na mistrza świata? Jeśli cokolwiek poza ścianami przemawia za Brazylią, to świetna na papierze obrona – ale i ona się gubiła w meczu z Chorwacją. Gdyby nie sędziowie, Brazylijczycy modliliby się teraz o uniknięcie natychmiastowego wylotu z turnieju, ale co się odwlecze… zwłaszcza że drabinkę mają bardzo trudną.

 

11. Włochy. Świetni przeciw Anglii, beznadziejni przeciw Kostaryce – i to nie tylko o kryzys fizyczny chodzi, bo nie da się nim usprawiedliwić jedenastu spalonych (Balotelli Balotellim, ale Insigne i Cerci w Manaus nie grali).

 

12. Ghana – świetne przygotowanie atletyczne, dobra organizacja i… mimo wszystko brak kreatywności, przez który nie potrafili przełamać jankeskiej obrony, a potem nie wykorzystali szansy na dobicie Niemców. Najwyżej notowana w naszym rankingu afrykańska reprezentacja, ale z grupy raczej nie wyjdzie.

 

13. Urugwaj. Suarez robi różnicę.

 

14. Belgia. Tak do 70. minuty wyglądają na kulawe, ledwo chodzące szkapy – od 70. na rącze kare rumaki. Dużo głośnych nazwisk, między którymi nie ma żadnej synergii.

 

15. Algieria. Najpierw prawie skuteczna autobus postawiony przed Belgami, potem miazga zrobiona w 45 minut z Koreańczyków. Duża niespodzianka in plus.

 

16. Wybrzeże Kości Słoniowej. Kapitalne dośrodkowania Auriera, świetny Gervinho i… tyle. Yaya Toure w ogóle gra?

 

17. Anglia – jak to Anglicy, grali nawet i nieźle, ale przeciwnicy ograli ich lepszą taktyką i po prostu zwykłym sprytem.

 

18. Hiszpania – koniec ery tiki-taki i powrót do grania jak nigdy i przegrywania jak zawsze. Przy wszystkich zastrzeżeniach do Casillasa, rozpaczliwie wolnych stoperów i fatalnie dobranej taktyki – Hiszpanie mieli w tym turnieju mnóstwo pecha zarówno w losowaniu, jak i w trakcie meczów.

 

19. Australia – trochę brakowało jakości, ale i tak nieźle nastraszyli Chile i Holandię…

 

20. Argentyna – jak do tej pory sprawili, że zacząłem tęsknić za Maradoną na ławce. Agüero i Higuain wyglądają jak piłkarze Ekstraklasy, szarpnięcia di Marii są kompletnie bezproduktywne, wszystko opiera się na pojedynczych błyskach geniuszu człapiącego przez większość meczu Messiego. Oni mają tu coś wygrać? Albo są w ciężkim treningu i budują szczyt formy na ostatni tydzień, albo Sabella nie wie co robi.

 

21. Nigeria. Dobrze zorganizowani w obronie, nie potrafili przełamać irańskiego muru – ale Argentyna też nie potrafiła. Dzięki (fakt, że podarowanemu przez sędziego) zwycięstwu nad Bośnią z ogromnymi szansami na awans do drugiej rundy.

 

22. Iran. Najlepszy autobus mistrzostw.

 

23. Bośnia. Mieli pecha w meczu z Nigerią, ale też po prostu byli koszmarnie przeciętni.

 

24. Szwajcaria. Ekstremalnie szczęśliwe zwycięstwo z Ekwadorem i miazga ze strony Francuzów.

 

25. Rosja. Rozpaczliwa przeciętność, a trener konsekwentnie pomija jedynych piłkarzy, którzy są w stanie zrobić tam różnicę w ataku.

 

26. Portugalia. Że Niemcy robili co chcieli z ich obroną, to jeszcze jestem w stanie zrozumieć, ale że Amerykanie?

 

27. Ekwador. E.Valencia i… tyle.

 

28. Grecja. Oni podobno mieli mieć dobrą obronę?

 

29. Japonia. Oni podobno mieli być kreatywni w ataku? 

 

30. Korea Płd. Hong Myung-bo chyba za dużo pokazywał swoim obrońcom filmów z MŚ 2002 z grą pary Hajto-Wałdoch.

 

31. Honduras. Starali się, ale po prostu nie potrafili.

 

32. Kamerun. Nie zasługują na ani zdanie komentarza.

 

 

Deja vu

Czytam, że reprezentacja Hiszpanii ma przed sobą przyszłość. Wszystko by na to wskazywało – żadna z drużyn obecnych w Brazylii nie miała tak wypasionej ławki rezerwowych, a przecież zawodnicy, których del Bosque zostawił w domu, byliby kluczowymi postaciami niemal wszystkich innych reprezentacji. I aż się prosi skrytykować del Bosque, że jeszcze raz postawił na wypalone gwiazdy Barcelony, że jeszcze raz zagrał tiki-taką, mimo wszystkich klęsk, jakich grające nią drużyny doznały przez ostatnie dwa lata.

 

Ale to nie takie proste. O ile z Holandią Hiszpanie zagrali coś w rodzaju tiki-taki (a przegrali głównie przez brak pressingu i dramatycznie wolnych środkowych obrońców), o tyle z Chile – zwłaszcza w drugiej połowie – grali dużo bardziej bezpośrednio, z intensywnym pressingiem, zupełnie nie w swoim stylu z ostatnich lat. Zupełnie mi to nie przypominało tiki-taki, raczej występy Hiszpanów sprzed 2008 roku spod znaku “gramy jak nigdy, przegrywamy jak zawsze”. Czytaj: zdecydowana przewaga, dużo tworzonych sytuacji, gol tracony z kontry lub po stałym fragmencie, porażka i przedwczesny powrót do domu.

 

Może nie ma się więc co dziwić del Bosque, że chciał spróbować jeszcze raz z tymi samymi kluczowymi piłkarzami i najskuteczniejszą w historii hiszpańskiej piłki taktyką? Takim Spursom się udało…

 

Mundial – po pierwszej rundzie

W RPA pierwsza runda była nudna. Mało bramek, mało emocji, poza Niemcami żadna z 32 drużyn nie zrobiła naprawdę dobrego wrażenia. Druga runda już była dużo ciekawsza, a na jej koniec doszło do zupełnie niesamowitej sytuacji, kiedy to z 32 drużyn tylko jedna była już w drugiej rundzie (Brazylia) i tylko jedna była już wyeliminowana (KRL-D). W efekcie – w ostatniej rundzie fazy grupowej każdy o coś walczył, meczów o pietruszkę nie było, a dramaturgii wydarzeń nie dało się porównać z żadnym z wcześniejszych turniejów rozgrywanych w tym formacie.

 

Wszyscy się zachwycamy pierwszą rundą w Brazylii, ale tak mi wygląda, że sytuacja w przynajmniej kilku grupach po drugiej będzie już rozstrzygnięta lub prawie rozstrzygnięta.

 

Kolejne uwagi:

 

1. Belgia. Już miałem przygotowany długi wpis o “syndromie czarnego konia” (Węgry ’86, Szwecja ’90, Kolumbia ’94), a tu Belgowie zebrali się w sobie i uratowali zwycięstwo. Gdyby to był rok 2013, byłbym skłonny ponieść się wierze w chłopaków Wilmotsa – problem w tym, że przez ostatni sezon znaczna część ich kluczowych piłkarzy kompletnie straciła formę (Verthongen? Dembele? Fellaini? o Vermaelenie nie ma co mówić…) Tym niemniej, z grupy pewnie wyjdą, a potencjalnych rywali w 1/8 też się nie powinni bać…

 

2. Niemcy. To wszystko wyglądało aż za dobrze i nawet brak bocznych obrońców nie przeszkadzał. Cały czas nie wierzę w ten projekt, za mało w nim jest równowagi, za dużo ofensywnych pomocników, za mało walczaków… z drugiej strony, patrząc na drabinkę, Niemcy mają pierwszego w miarę groźnego rywala w ćwierćfinale (Francja?), a potem prawdopodobnie unikają Włochów w półfinale (inna sprawa, że zgodnie z “prawem 6 lat” Włosi do strefy medalowej wejść nie powinni…)

 

3. Brazylia. To nie jest najsłabsza Brazylia, jaką pamiętam – słabsza była w 1990. Ale tamta miała jednak w ataku Carecę i Mullera, plus Romario w rezerwie. Ta straszy Jô. Wśród ofensywnych pomocników nie wygląda to wiele lepiej – może powinni sobie jakiegoś Niemca naturalizować? 

 

4. W ogóle ciekaw jestem, co się takiego stało, że tak nagle wyschło niesamowite źródło talentów ofensywnych w Brazylii i Argentynie (oni mają jeszcze trio MAH, ale następców ni widu ni słychu).

 

5. Afryka. Żal mi Ghany – świetnie przygotowanej fizycznie, biegającej, walczącej i bijącej głową w amerykański mur. Dramatycznie brakowało w tej drużynie choćby przyzwoitego rozgrywającego – ale o tym wiadomo od dawna. Do licha, dwadzieścia lat temu Nigeria miała drużynę, która śmiało mogła walczyć nawet o mistrzostwo – można śmiało obstawiać, że przez następne dwadzieścia lat taka drużyna się nie pojawi. Pytanie, dlaczego.