Ze zgrozą odkryłem, że w plebiscycie Przeglądu Sportowego nie wybiera się już dziesięciu najlepszych sportowców roku – wybór ogranicza się ledwie do kliknięcia w jedno nazwisko, przy czym po kliknięciu dostaję do wypełnienia formularz z danymi osobowymi, które mam przekazać wydawcy PS do przetwarzania w celach marketingowych. Aha, głosować można wielokrotnie. No cóż, France Football zniszczył Złotą Piłkę, więc nie ma się co dziwić, że Przegląd zrobił mniej więcej to samo ze swoim Plebiscytem. Takie mamy paskudne czasy, że nawet plebiscyt mający prawie 90 lat tradycji i będący bardzo ważnym punktem odniesienia w polskim sporcie zostaje zamieniony w internetową zdrapkę. Nie zagłosowałem więc, ale skoro Przegląd nie pozwala mi wybrać całej dziesiątki u siebie (a przecież większość nominowanych do dziesiątki w tym anno mirabili polskiego sportu spokojnie wygrałaby plebiscyt w innym roku), to mogę to zrobić tu.
1. Kamil Stoch. Dwa złote medale na jednych igrzyskach podparte Pucharem Świata. W lutym ogłosiłem, że plebiscyt został rozstrzygnięty, jednak…
2. Michał Kwiatkowski. Pozwoliłem sobie na dodanie klauzuli: “o ile polski sportowiec nie wygra Tour de France lub Wimbledonu”. Kwiatkowski nie wygrał Tour de France (szczerze mówiąc zaliczył we Francji spory zjazd w porównaniu z fantastyczną jazdą rok wcześniej), zrekompensował to jednak sobie spektakularnym zwycięstwem na MŚ (które uwieńczyło w ogóle bardzo udany sezon). W każdym innym roku taki sukces w takim sporcie jak kolarstwo to byłoby murowane pierwsze miejsce… sorry, Michał.
3. Mariusz Wlazły. Jako ktoś, kto konsekwentnie stał po stronie Mariusza (a przynajmniej uznawał jego racje) w wojenkach z PZS, Lozano i Anastasim mam ogromną satysfakcję. Nie tylko grał koncertowo, ale był prawdziwym liderem – a przecież właśnie mięczactwo i indywidualizm mu zarzucano. Szkoda tych zmarnowanych lat, ale dziś jest MVP MŚ. I znów – w każdym innym roku to byłoby murowane pierwsze miejsce.
4. Zbigniew Bródka. Złoto i brąz olimpijski – znów w takim 2012 roku ktoś z tym dorobkiem byłby pewniakiem do zwycięstwa.
5. Justyna Kowalczyk. Historia złota zdobytego ze złamaną stopą jest niesamowita, ale poza tym nie da się ukryć, że nie był to, jak na Justynę, udany sezon (mnie najbardziej żal tego urazu w olimpijskim maratonie…)
6. Rafał Majka. Odczynienie 21-letniej klątwy na zwycięstwa w wielkich tourach, potem sentymentalna powtórka w Saint-Lary-Soulan, skuteczna walka o grochy, a potem wygranie – against all odds – Tour de Balon. Choć obiektywnie wyniki Anity Włodarczyk na pewno były cenniejsze, to Rafał mnie doprowadził do łez wzruszenia. Chciałbym go dać wyżej, ale w tym roku po prostu się nie da…
7. Anita Włodarczyk. Względnie nisko, ale dla niej tytuły ME i rekordy świata to przecież jak bułka z masłem. Chociaż… dawno nie widziałem u polskiego sportowca takiego mistrzostwa w kluczowym momencie jak u Anity przy trzecim rzucie w Zurychu.
8. Radosław Kawęcki. Mimo perturbacji trenerskich potwierdzał swoją klasę, choć nie na pierwszoplanowych imprezach (MŚ na krótkim basenie i ME) – ale wygrać z Lochtem to zawsze coś.
9. Adam Kszczot. W sumie podobnie jak Kawęcki.
10. Arkadiusz Milik. Robert Lewandowski oczywiście robi swoje, ale to Milik zrobił różnicę w grze ofensywnej polskiej reprezentacji. I wiadomo, że umieszczenie w tym gronie mistrzów piłkarza, który jeszcze w sumie niewiele osiągnął może budzić podejrzenia o futbolocentryzm, ale w końcu tylko raz się wygrywa pierwszy raz z Niemcami – więc Milik na stałe wpisał się do historii polskiej piłki. A poza tym, jest wychowankiem Rozwoju :).